II Niedziela Wielkanocna
czyli Miłosierdzia Bożego
I czytanie: Dz 5,12-16
Psalm: Ps 118,1.4.13-14.22.24
II czytanie: Ap 1,9-11a.12-13.17-19
Ewangelia według św. Jana 20,19-31
Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: Widzieliśmy Pana! Ale on rzekł do nich: Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz /domu/ i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam! Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż /ją/ do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój! Powiedział mu Jezus: Uwierzyłeś Tomaszu, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego.
Komentarz:
Uderzono mnie i pchnięto, bym upadł,
lecz Pan mnie podtrzymał.
Pan moją mocą i pieśnią,
On stał się moim Zbawcą.
Dziś niedziela Miłosierdzia Bożego. Chyba wszyscy nie raz słyszeliśmy, że Bóg jest dobry, że jest miłosierny. Większość z nas słyszała o św. Faustynie. Myślę, że duża część z czytających ten komentarz wie co to jest koronka do Miłosierdzia Bożego, a wiele z nas nawet ją odmawia. Dziś chciałam się zapytać siebie i ciebie, czy ja mam osobiste doświadczenie miłosierdzia Bożego w moim życiu. Czy mój Bóg, ten którego znam jest miłosierny? Nie, nie. Nie chodzi o to, czy teoretycznie jest miłosierny, ale czy ja, będąc wobec siebie szczera mogę powiedzieć jak Psalmista: Uderzono mnie i pchnięto, bym upadł, lecz Pan mnie podtrzymał. Nauczyłam się regułki, że Bóg jest miłosierny. Tylko jeśli faktycznie w to wierzę, to dlaczego szemrzę, dlaczego narzekam, dlaczego mam pretensje wobec Boga, że nie kocha mnie tak, jak ja bym chciała, że nie spełnia moich oczekiwać, planów, zamierzeń? No właśnie. Może warto dziś jeszcze raz zastanowić się, co to znaczy, że Bóg jest miłosierny. Może warto dziś jeszcze raz spojrzeć na Jezusa, ale spróbować Go zobaczyć takim jakim On jest rzeczywiście, a nie takim jakim my chcielibyśmy Go widzieć. Przeczytajmy jeszcze raz Ewangelię. A teraz spróbujmy się zastanowić, co my byśmy zrobili, gdybyśmy spotkali ludzi, którzy nas zdradzili, uciekli, zostawili w najtrudniejszym momencie naszego życia. Ilu z nas weszłoby do ich domów i powiedziało: Pokój wam! ? Chyba niewielu z nas. Popatrzmy. Jezus przychodzi do Apostołów, którzy są zamknięci z obawy przed Żydami. Przychodzi do ludzi mu najbliższych, do tych, których wybrał, których nauczał, których prowadził, a którzy Go zdradzili, uciekli, okazali się tchórzami ratującymi własne życie. On przychodzi bez słowa żalu, skargi, wymówki. On przychodzi, by dać im Swego Ducha. Mało tego. Jezus przyszedł, by właśnie tych ludzi, którzy na całej linii zawiedli posłać, by poszli i głosili Dobrą Nowinę. Jezus idzie dalej. Gdy Tomasz, którego nie było wśród uczniów w czasie pierwszego spotkania, nie uwierzył, Jezus przychodzi kolejny raz, by dać Mu dotknąć Swoich ran. Miłość Jezusa do Apostołów jest nieskończona, wręcz gorszy. Ileż można? Okazuje się, że można. To jest właśnie ta miłość miłosierna. Miłość, która się nachyla do grzesznika, do niewierzącego, do wciąż wątpiącego, szemrzącego, do mnie i do ciebie. Nie ma takiego człowieka, do którego przez drzwi zamknięte nie chciałby wejść Jezus. Nie ma takiego człowieka, nawet najbardziej grzesznego, najbardziej tchórzliwego, najbardziej zbuntowanego, któremu Jezus nie przyniósł by pokoju i daru Ducha Świętego. Nawet jeśli ci się wydaje, że to koniec, że nic się nie da zrobić, że już przegrałeś z kretesem swoje życie, to dziś Jezus chce wejść do ciebie i dać ci dar pokoju i Ducha Świętego. Chce Cię posłać z Dobrą Nowiną, że On jest tym, który podnosi, podtrzymuje, który nieskończenie kocha. Może to dziwne, ale całe chrześcijaństwo jest jednym wielkim paradoksem, Jezus ze Swą miłością miłosierną nie może wejść tylko tam, gdzie ludzie uważają się za sprawiedliwych. Takim miłosierdzie nie jest potrzebne. Oni nie upadają, nie potykają się, uważają, że świetnie sobie radzą sami i nie potrzebują miłosierdzia. Tacy ludzie chcą Boga traktować jak partnera, albo jeszcze gorzej, jak kogoś na posyłki – zrób mi to, zabierz tamto, zrealizuj moje plany i marzenia. Pomyślmy, czy my czasem nie podchodzimy w ten sposób do Boga? Czy nie dyktujemy Mu warunków? Czy nie jest tak, że bardziej niż Jego miłości chcemy, by realizował nasze plany? Apostołowie dotknęli bardzo głęboko swojej słabości, niemocy, strachu. Zobaczyli jasno i wyraźnie swój grzech, swoje zdrady. Oni wiedzieli doskonale, że Jezus miał prawo ich zostawić, nimi gardzić, a przynajmniej wypomnieć im ich zachowanie. W tym momencie żaden z nich się nie przechwalał, nie kłócili się o miejsca, nie zapewniali o swojej wierności. Tomasz, gdy zobaczył Jezusa uznał w Nim Pana i Boga. I zobaczmy co się dzieje. Właśnie tych ludzi, którzy po ludzku nie nadawali się do niczego, co udowodnili dobitnie w Wielki Piątek, właśnie tych ludzi posyła Jezus. Właśnie tym ludziom daje dar Ducha Świętego. I co? No właśnie.
Dzieją się cuda. Ci, którzy zamknęli się, bo się bali o swoje życie idą na ulice głoszą: tego Jezusa, którego zabiliście, Bóg wskrzesił. On żyje. Nawróćcie się. Ci sami ludzi, którzy walczyli o pierwsze miejsca, którzy gorszyli się, gdy Jezus mówił o męce, śmierci, o ukrzyżowaniu, ci właśnie ludzie przyjmują odrzucenie, przyjmują cierpienie, przyjmują biczowanie w imię Jezusa. To właśnie grupka tych bojących się własnego cienia ludzi poszła na cały świat, by głosić Ewangelię. Za tę Ewangelię oddali życie. Szli na śmierć błogosławiąc i modląc się za swoich katów. Miłość miłosierna czyni cuda. W twoim życiu też jest to możliwe. Pod jednym warunkiem, Pod warunkiem, że pozwolisz wejść tej Miłości do twojego życia. Pod warunkiem, że nie będą to dla ciebie puste słowa, teoria. Dziś Jezus chce wejść do twego życia i tchnąć w nie Ducha Świętego. Pytanie , czy ty potrzebujesz Jezusa? Czy potrzebujesz, by cię podniósł, podtrzymał? Jezus nie przychodzi do ciebie, by realizować twoje plany, wizję życia bez krzyża i cierpienia. Nie , to pomyłka. Na tej drodze Jezusa nie spotkasz. On dziś przychodzi, by dać ci Swoją miłość, przebaczenie, pokój. Chce dać ci Swego Ducha, byś poszedł tam, gdzie On cię pośle. On cię kocha nieskończenie, Jego miłość jest nieskończona i chce dla ciebie nieskończonego szczęścia, chce życia wiecznego, pełni szczęścia. A ty? Czego ty chcesz?